Tak... Kto by przypuszczał, że aby coś napisać albo sfotografować albo upichcić potrzebny jest czas...
Moja "straszna dwójka" organizuje mi czas po całości. Jednak czasem - zazwyczaj o nieprzyzwoicie późnych porach - przeglądam ulubione blogi i czytam, i szukam i znajduję to co później staje się inspiracją, albo tematem do przemyśleń, albo powodem poszukiwań w bibliotece i księgarniach.
Pan Mąż od jakiegoś czasu przeszedł zadziwiającą metamorfozę i na pytanie "Co byś zjadł na obiad, Skarbie?" - odpowiada: Jakąś Zupę.
Dasz wiarę???!!! (Ja przepadałam za Violettą z Brzyduli)
Pamiętacie może taką publikację sprzed ponad 10-ciu lat pt "Kolekcja Dobrej Kuchni". Będąc młodą księgową biegałam w trakcie pracy do kiosku na przeciwko i błagałam panią w okienku żeby to właśnie mnie sprzedała drogocenną - wtedy - podziurawioną książeczkę. Długie lata segregatory służyły mi głównie do przeglądania fotek, ale w myśl zasady, że każdy ma swoje 5 minut przepisy też się doczekały.
Polecam Wam pożywną zupę katalońską ze wspomnianej wcześniej publikacji.
Składniki dla 4 osób:
- 50 dag wieprzowiny (szynka, łopatka, polędwica)
- 50 dag dużych mocno dojrzałych pomidorów lub proporcjonalnie z puszki)
- 50 dag ziemniaków
- 50 dag marchewek
- 10 dag kiełbasy czosnkowej (pomijam)
- 2 cebule
- 2 ząbki czosnku
- około litra rosołu z kostki
- oliwa
- 3 liście laurowe (daję mniej)
- sól, biały pieprz
Umyte mięso pokroić w kostkę.
Pomidory obrać ze skóry, pokroić, można usunąć środki z pestkami (pomijam).
Ziemniaki obrać, pokroić w kostkę.
Obraną marchew pokroić w cienkie plastry.
Cebule pokroić w piórka, a czosnek potraktować praską.
W garnku rozgrzać oliwę, usmażyć mięso na złoto brązowo, wyjąć na miseczkę, oprószyć solą i pieprzem.
Na ten sam tłuszcz wrzucić warzywa, podsmażyć.
zalać wrzącym rosołem, dorzucić mięso, liście laurowe i dosmaczyć pieprzem i solą.
Całość gotować na małym ogniu do miękkości (ja lubię jak marchew jest al dente.
Pod koniec gotowania dorzucić pokrojoną w kostkę kiełbasę.
Gotowe, smacznego...
JJ
JJ